Co roku bombardujące nas wszędobylskie plastikowe serduszka, lizaczki, pluszowe misiaki z nadrukowanymi wyznaniami miłości przyprawiają o mdłości. Nie lubię ich. To fakt. Bo miłość, ta prawdziwa, plastikowa nie jest i nie potrzebuje udowodnień w formie kudłatych przytulanek.
Jednak sam dzień Walentynek lubię.
Lubię posiedzieć z Ważniakiem, pogadać, pooglądać zdjęcia (taka nasza tradycja walentynkowa :) ) Jest miło, ciepło i sympatycznie.
Lubię bawić się dekoracjami :) W tym roku serce z papieru, materiałowe serduszka oraz bibułowe róże zdobią nasze cztery kąty.
Ważniak kupił wczoraj czekoladowy likier więc chce mnie chyba wieczorem upić ;P Zatopimy się w miękkiej kanapie z kieliszkami w ręku i......będziemy dmuchać balony!!
Tak, tak balony :) Urodzinowe. Od roku bowiem mamy kolejny powód by lubić Walentynki. Dokładnie rok temu 15 lutego, minutę po Walentynkach (czyli 00:01) przyszedł na świat nasz Pulpecik :) Wierzyć się nie chce jak to szybko zleciało. Jeszcze pamiętam jak rano wylegiwaliśmy się w łóżku a Pulpet wierzgał nożkami po moich żebrach. Co jakiś czas chwytały mnie skurcze ale przechodziłam z nimi cały dzień. Dopiero kiedy o 23:30 odeszły mi wody a skurcz, który poczułam obudził mnie swoją siłą wiedziałam, że musimy się spieszyć. O 23:45 wyjeżdżaliśmy z domu, 25 km do pokonania a minutę po północy tuliłam już synka w ramionach :) Błyskawica!
Zeszłoroczne Walentynki były najpiękniejsze do tej pory :)
Sto lat dla Pulpecika! Miliony buziaków! Niech się kochany Żuczek chowa zdrowo! ps. i Żabie buziaka też od nas daj niech jej smutno nie będzie :*
OdpowiedzUsuń