27 kwietnia 2015

Mama na luzie


Pamiętam dzień, w którym urodziłam Żabę. Jeden z trzech najpiękniejszych dni w moim życiu. Trzymałam tę kruszynkę w ramionach i byłam przerażona. Byłam przerażona nie tym, że sobie nie poradzę z pielęgnacją, że będzie dużo płakała. Nie to spędzało mi sen z powiek. Bałam się, że nie uda mi się jej wychować na porządnego człowieka.

Od samego początku przepełniona po brzegi wizją idealnego macierzyństwa wprowadzałam swoją "wyuczoną" wiedzę w życie. Nie chciałam Żaby za bardzo rozpieścić, dlatego nie nosiłam jej za dużo na rękach, w nocy po karmieniu odkładałam ją do łóżeczka i uczyłam samodzielnego zasypiania. Chodziłam spięta i zdenerwowana, kiedy coś nie szło po mojej myśli. No bo jak to tak.....żeby niemowlak robił inaczej jak my chcemy??
Bardzo ubolewałam nad tym, że nie jestem idealną mamą. Że nie umiem zająć się dzieckiem tak, żeby nie płakało i smacznie spało. Myślałam, że tak powinno być, że tak mają w domach idealne mamy. I chyba los chciał żeby pierwsza urodziła się właśnie Żaba, bo w momencie kiedy moja wizja macirzyństwa pozostawiała wiele do życzenia ona okazała się z mojej trójki maluchów, najmniej wymagająca istotą :) 
Cały mój pogląd zweryfikowały narodziny Grzebcia.....okazał się zupełnym przeciwieństwem córeczki a ja w końcu uświadomiłam sobie, że chyba za bardzo przesadzam z tym idealizmem, i że nikt jeszcze nie umarł z powodu brudnej buzi albo poplamionych spodni. Tak, mój synek skutecznie wyznaczył mi nową drogę jaką powinnam obrać. Już nie było tak prosto i lekko.
Dlatego kiedy 10 miesięcy temu dowiedziałam się, że pod moim sercem zagościł jeszcze jeden maluszek na początku byłam przerażona. Dwuletnie odstępy między dziećmi.....makabra, przecież każde jeszcze małe. Jak ja sobie dam radę??
W ciąży jednak miałam dużo czasu na przemyślenia. Analizowałam, uczyłam się spokoju i......egoizmu. Tak, egoizmu. Zdałam sobie sprawę, że moja chęć bycia idealną nie odbija się tylko i wyłącznie na rodzinie, ale przede wszystkim na mnie. 
Nagle zauważyłam, że w całej tej chorej gonitwie za modą na bycie perfekcyjną zapomniałam o sobie i swoich potrzebach, do których mam PRAWO. Mam prawo usiąść wieczorem przed TV i obejrzeć durny serial a nie sprzątać, mam prawo wziąć długą, gorącą kąpiel, mam prawo pomalować paznokcie i ufarbować włosy a nawet wziąć rower między nogi i chociaż na pół godziny sama wyskoczyć z domu.

Być może dlatego kiedy urodziła się Mała Mi, miałam w sobie taki spokój. Dzisiaj mimo codziennego chaosu z trójką maluchów - ogarniam temat. Może nie mam idealnego porządku i dwudaniowych obiadów, ale mam coś o wiele cenniejszego. Mam wewnętrzny spokój i więcej czasu dla dzieci :)

Dziś już nie jestem niewolnikiem trendu. Dziś jestem mamą na luzie, która nie spina pośladków żeby było perfekcyjnie.

2 komentarze:

  1. Szkoda, że nie wszyscy o tym wiedzą, że my też potrzebujemy pobyć chwilę samemu i nie musimy od rana do wieczora zasuwać ze ścierą. Bycie matką to też przyjemności. Cieszę się, że jednak nie stałaś się perfekcyjną matką :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak trzymaj... :-) Podziwiam takie Mamuśki jak Ty...

    OdpowiedzUsuń